sty 16 2009

projektant mody cz2


Komentarze: 0

Na co dzień ubieram się w szmaty i ciągle słyszę na ten temat kąśliwe uwagi. Szczególnie, jeśli ktoś się dowie, że interesuje mnie projektowanie odzieży. Wiem, że sposób, w jaki się kosmetyki antycelulitowe prezentujemy, świadczy o człowieku. Sama źle się z tym czuję, ale jakoś nie znajduję czasu, żeby dopracować własny styl. Dla siebie szyję tylko sporadycznie. Wolę gotowe rzeczy, które nie rzucają się w oczy. Kiedy byłam mała, mama ciągle na mnie krzyczała, bo wszystko "szatkowałam".

http://www.style.com/slideshows/fashionshows/S2008CTR/VALENTIN/RUNWAY/00090m.jpg

To znaczy cięłam nożyczkami to, co mi wpadło w rączki, a potem zszywałam. Kiedy trochę podrosłam, uszyłam sobie spódnicę z pieluchy, a na studiach zarabiałam szyciem, przerabianiem, zwężaniem - jak zwykła krawcowa. Kiedyś na sylwestra szyłam sobie kreacje w wielkim stylu. Obcisłe kombinezony, koronkowe etolki, kapelusze. Teraz nie mam potrzeby tak się stroić. Nadal lubię eksperymentować z ciuchami, ale tylko wtedy, kiedy jest to dla mnie jakieś artystyczne wyzwanie. W 2000 r. wzięłam udział w konkursie na projektowanie odzieży dla młodych europejskich talentów - Kraków 2000. Przygotowałam projekty pięciu męskich garniturów wieczorowych. Temat był trudny, pewnie dziś bym się na niego nie porwała. Na szczęście pomógł mi krawiec. Razem zrobiliśmy konstrukcje. Bał się wykonać to zamówienie, bo garnitury musiały być uszyte z nietypowych materiałów: tafty, firanki itd. Twierdził, że tego się nie da zrealizować, ale jakoś wyszło, nawet zdobyłam nagro-dę, i wyjechałam na praktykę u znanej projektantki do Berlina. To było ciekawe doświadczenie. Pozwoliła mi korzystać ze swojej pracowni. Uszyłam pod jej kierunkiem undergroundową kreację. Spódnicę jak z blachy, usztywnioną drutami, i sweter z dziurami. Pobyt w tej pracowni to była nie tylko dobra zabawa, ale też kolejne doświadczenie. Poznałam wiele nowych rodzajów tkanin i maszyn oraz możliwości wykonywania projektów. Po powrocie z Berlina zajęłam się grafiką. Robiłam duże kolorowe litografie, porządne warsztatowo. Kiedy jednak latem w 2004 roku dowiedziałam się o Oscarach Mody, konkursie dla młodych projektantów, postanowiłam przygotować własną kolekcję inspirowaną dziełami wybitnych amerykańskich artystów: Roya Lichtensteina, Franka Stelli i Jamesa Rosequista. To papieże amerykańskiego pop-artu. Tak powstał pomysł kolekcji "Sztuka na ubraniu", a potem pokazu "Wystawa krawcowej". Mnóstwo elementów z dzieł wspomnianych artystów od razu widziałam na kieszeniach, kołnierzykach, paskach. W kolekcji znalazło się osiem strojów damskich. Wszystkie modele wykonałam sama. To była koszmarna praca - szła mi jak krew z nosa. Najpierw zrobiłam wykroje według wzorów ubrań z lat 60. i 70. Potem malowałam far-bami akrylowymi paseczki, utrwalałam żelazkiem, naszywałam aplikacje. Dwie pary butów zrobiłam sama. Góry na szydełku, podeszwy wyrzeźbiłam w drewnie. Chętnie skorzystałabym z pomocy szewca, ale nie miałam na to pieniędzy. Tylko przy jednej kurtce pomagał mi krawiec. Na uszycie całej kolekcji miałam niecały miesiąc. Początkowo chciałam zrealizować inną kolekcję - z polskimi idiomami jako elementem działającym na odbiorcę. Niektóre wyrazy pasują idealnie do garderoby, np. do kożucha napis "Na barana", a do koszuli - "Nie wylewaj za kołnierz". Bałam się jednak, że to nie zostanie odpowiednio zrozumiane i odebrane. Uprawianie zawodu plastyka projektanta stresuje mnie bardzo, choć już nie wyobrażam sobie, żebym mogła robić coś innego. Chciałabym kiedyś projektować rzeczy, które działają samym hasłem, są tanie i seryjne. Trochę brakuje mi ukończenia porządnego kursu konstruowania odzieży, ale jest to wydatek rzędu 1000 złotych, na który obecnie mnie nie stać. Najważniejsze dla mnie jest przygotowanie dyplomu. I bardzo chciałabym już mieć dzieci, co najmniej dwójkę. Wiem, że to jest najlepsze, co mogę po sobie zostawić.

kosmetiske hudklinikk  

modna-1 : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz